Bezpieczeństwo pasażerów, to jeden z najważniejszych tematów w motoryzacji. Konstruktorzy od dziesięcioleci zmagają się z tym problemem i wciąż projektują kolejne i lepsze rozwiązania. Pisząc o bezpieczeństwie, trudno nie wspomnieć o zapewne najdziwniejszym wynalazku w tej dziedzinie.
Jednym z takich konstruktorów-amatorów był Walter C. Jerome z Worcester w stanie Massachusetts, który nie był zadowolony z bezpieczeństwa oferowanego przez ówczesne samochody z lat pięćdziesiątych XX wieku i dlatego postanowił sam zaprojektować pojazd, który spełni jego wyjątkowe wymagania.
W przedniej części zrezygnowano ze skrętnej osi – nie była potrzebna, ponieważ dzięki przegubowi cały przód auta kierował się tam, gdzie chciał kierowca. Cały zestaw miał długość 5,28 m.
Pod maskę trafił 6-cylindrowy silnik z Hudsona (1956) o pojemności skokowej 5 l, który miał moc 160 KM i współpracował z przekładnią automatyczną Hydramatic.
Kierowca zajmował centralne miejsce, jak na mostku kapitańskim, a za nim zamontowano kanapę dla pasażerów. Pojazd miał trzy reflektory, dwa w przedniej tzw. skrętnej części, które sprawdzały się na zakrętach, a trzeci umieszczony centralnie oświetlał przestrzeń na wprost pojazdu.
Klasyk tygodnia – filmowy Leyland Mini 1000 Mr. Bean (1976) z oryginalnym fotelem
Zastosowano także gumowe zderzaki wypełnione powietrzem, co miało minimalizować skutki ewentualnych kolizji, a w kabinie pasażerskiej wbudowano stalową klatkę bezpieczeństwa. Na pokładzie znalazły się również pasy bezpieczeństwa.
Szyba czołowa, a właściwie część szklanej tuby, która mogła obracać się dookoła własnej osi.Dzięki takiemu rozwiązaniu można było zastosować stacjonarne wycieraczki ze spryskiwaczem oraz system nawiewu ogrzewający szybę.
Klasyk tygodnia – Słowacy mają Patak Roadster, który nie wymaga prawa jazdy
Pomysłodawca tego motoryzacyjnego kuriozum nie planował produkcji seryjnej, ale jedynie maksymalnie 12 egzemplarzy, których cenę skalkulowano na 10 tys. dolarów amerykańskich, czyli dwukrotnie więcej niż w owych czasach kosztował luksusowy Cadillac. . Prace nad projektem trwały 10 lat i pochłonęły znaczne środki finansowe. Ostatecznie jedyny egzemplarz, który udało się zbudować, stał się gwiazdą wielu salonów motoryzacyjnych.
Sir Vival przetrwał do dzisiaj, chociaż jego stan wymaga gruntownej renowacji. Znajduje się w garażu firmy Bellingham Auto Sales, której historia od 1949 roku związana jest ze sprzedażą i serwisem samochodów marki Hudson.
Źródło: Bellingham Auto Sales